Od pasji do tytułu pierwszej damy kryminału noir!
Czyli jak wydawać polskie kryminały noir – opowiada Ewelina Dyda!
Ten artykuł jest rozbudowaną rozmową z Eweliną Dydą, która ukazała się na łamach portalu Życie Zamościa (to pierwsza taka współpraca – dobry pomysł?). Opowiada o jej pasjach, pisaniu kryminałów oraz tym, co lubimy najbardziej – czyli pikantnych szczegółach współpracy z wydawnictwem. Co prawda nie udało mi się wyciągnąć z Eweliny wszystkiego, co chciałem, ale to co się udało i tak jest dość smakowite. Zapraszam więc do artykułu.
Na początek pozwolę sobie przytoczyć najważniejsze informacje z pierwszej części tekstu (z portalu Życie Zamościa).
MATERIAŁ Z ŻYCIE ZAMOŚCIA
Kim jest Ewelina i co stworzyła do tej pory?
Ewelina Dyda – pisarka i recenzentka, obecnie publikująca teksty recenzenckie na blogu Poczytajnia (https://poczytajnia.wordpress.com/, na którym ukazują się również jej felietony i opowiadania. Autorka dwóch powieści kryminalnych „Zła waluta” (W.A.B. 2017) oraz „Przychodzę nie w porę” (W.A.B. 2018) docenianych przede wszystkim za realizm miejski, błyskotliwe dialogi oraz umiejętne wplatanie nawiązań do klasyków gatunku. Z wykształcenia jest polonistką, skończyła filologię polską ze specjalizacją krytyczno-literacką. Wielka miłośniczka książek, bez których nie wyobraża sobie życia oraz zwierząt, zwłaszcza kotów, które także przewijają się w jej powieściach.
Pochodzi z Werbkowic, mieszkała w Zamościu i Lublinie. Od ośmiu lat jest tarnobrzeżanką i to właśnie Tarnobrzeg jest jednym z bohaterów jej powieści, za co została doceniona przez mieszkańców miasta tytułem Człowieka Roku 2017 w kategorii kultura w plebiscycie „Echa Dnia”. Na co dzień przede wszystkim czyta i pisze. W wolnych chwilach lubi spacery, seanse filmowe, poznawać nowych ludzi i ich historie. Jest wnikliwą obserwatorką wszystkiego tego, co ją otacza, bo uważa, że wszystko może stać się początkiem kolejnej literackiej historii. W mediach społecznościowych obecna jest na Instagramie (https://www.instagram.com/ewelinadyda/) oraz na Facebooku (https://www.facebook.com/ewelinadydapisarka/).
Wybrane wywiady:
sci24.pl/ewelina-dyda-pisarstwo-od-zawsze-mi-towarzyszylo/
lubimyczytac.pl/aktualnosci/rozmowy/8365/literatura-to-nie-prospekt-turystyczny-wywiad-z-ewelina-dyda
gazetasledcza.pl/2018/04/gdy-sledczy-i-zabojca-zjawiaja-sie-nie-w-pore/
Opowiedz trochę o Twoich książkach?
W chwili gdy prowadzimy tę rozmowę na półkach księgarskich można znaleźć moje dwie powieści kryminalne: „Złą walutę” oraz „Przychodzę nie w porę”. Celowo mówię powieści kryminalne, a nie kryminały, ponieważ zagadka kryminalna została w nich potraktowana jako pretekst do opowiedzenia historii o życiu w małym mieście oraz problemach z jakimi zmaga się większość mniejszych miast: ubogi rynek pracy, wyludnianie się i starzenie się społeczeństwa, emigracja młodych do większych ośrodków miejskich lub za granicę itd. I myślę, że właśnie o problemach trzeba pisać, bo uświadomiwszy je sobie, dopiero wtedy można zacząć działać nad zmianą na lepsze. Jeśli ktoś szuka trzymającej w napięciu zagadki, drobiazgowej pracy policji, zawiedzie się. Nie te aspekty były dla mnie najważniejsze.
Natomiast czytelnicy, którzy wyjdą poza tradycyjne wyobrażenia na temat kryminału, myślę, że odnajdą w moich książkach wiele ciekawych spostrzeżeń na temat naszej współczesności. I nie jest to myślenie życzeniowe z mojej strony. Zauważam bowiem, że bardziej wielowymiarowo moje książki postrzegają właśnie czytelnicy niekryminalny, tacy, którzy nie często sięgają po kryminały. Już nie wspominając o tym, że jest to znakomita gratka dla wszystkich tych, którzy w jakiś sposób są związani z Tarnobrzegiem, bo dbam w moich powieściach o realizm miejski, biorąc moją książkę do ręki, czytelnik ma zagwarantowane, że wszystkie opisane miejsca mają swój realny odpowiednik. Ale oczywiście nie wykładam też wszystkiego na ławę.
Jest także tajemnica
Jest także tajemnica, gratka dla tych, którzy lubią czytać i doszukiwać się w tekście nawiązań, umieszczać go w kontekstach literackich. Moje powieści są bogate w tego typu tropy i czytając je z tej perspektywy lektura z pewnością nabiera na znaczeniu. To jednak nie wszystko. Ja wciąż mam głowę pełną pomysłów na różne literackie projekty i myślę, że swoich czytelników jeszcze nie raz zaskoczę. Nie zamierzam też zamykać się w jednym gatunku, być tylko autorką kryminalną, czy autorką tarnobrzeską, jak często o sobie słyszę. Chciałabym kiedyś napisać powieść, której realia będą osadzone w mojej rodzinnej miejscowości, czyli w Werbkowicach.
Myślę, że może to być literacko ciekawe dla mnie doświadczenie, zupełnie inne niż w przypadku pisania książek z akcją w Tarnobrzegu, do którego przeprowadziłam się osiem lat temu i dawny wygląd oraz charakter miasta znam głównie z opowieści. Podczas pisania pewnie towarzyszyłby mi jakiś rodzaj sentymentalizmu, związany z powrotem do miejsc z dzieciństwa i okresu dorastania, z którym z pewnością musiałabym zawalczyć, aby nie popaść w tani sentymentalizm [śmiech – przyp. Ł. W. I.]. Skoro jesteśmy już przy moich rodzinnych stronach, to dodam, że również Zamość nie jest mi obojętny. Mieszkałam tu przez trzy lata i miasto wspominam jako urokliwe miejsce. Wracałam do niego, gdy przeprowadziłam się do Lublina, a także teraz, mieszkając w Tarnobrzegu i przyjeżdżając w moje rodzinne strony, staram się przynajmniej raz w roku zaglądać do Zamościa.
Czy myślisz, że możemy kiedyś liczyć na powieść w Twoim stylu, której akcja rozgrywa się w Zamościu?
Myślałam o tym kiedyś i być może do tego wrócę, ale teraz nie chciałabym składać jednoznacznych deklaracji. Ale jako ciekawostkę powiem, że trzyletni okres mieszkania w Zamościu również odznaczył ślad na moich dwóch dotychczasowych powieściach kryminalnych. Tarnobrzeg i Zamość to miasta porównywalne pod względem liczby ludności, oba są byłymi miastami wojewódzkimi, myślę, że borykają się z podobnymi problemami. Zmieniając niektóre nazwy lokali tarnobrzeskich, pożyczyłam nazwę od jednego z klubów, jaki kiedyś istniał na rozrywkowej mapie Zamościa. Choć są także różnice. Pod względem turystycznym Zamość jest zdecydowanie atrakcyjniejszy i myślę, że gdyby przydarzył mu się jakiś serial telewizyjny, to mógłby być znakomitą konkurencją na przykład dla Sandomierza, którego popularność napompował właśnie telewizyjny serial.
Od kiedy chciałaś zostać pisarką?
Przede wszystkim to nie odbyło się tak, że pewnego dnia obudziłam się i postanowiłam zostać pisarką. Zaczęło się od tego, że postanowiłam napisać książkę, a decyzja ta była konsekwencją moich wcześniejszych doświadczeń z literaturą kryminalną z perspektywy czytelniczej. A jeszcze wcześniej była decyzja o nawiązaniu współpracy recenzenckiej z portalami zajmującymi się literaturą. Z wykształcenia jestem polonistką, mam specjalizację krytyczno-literacką, więc postanowiłam podziałać w tym kierunku. Tak zaczęła się moja współpraca z trzema portalami: Booklips, Literatki, Portal Kryminalny. Trwało to kilka lat i przez ten czas przeczytałam bardzo dużo literatury kryminalnej, można powiedzieć, że się z nią obyłam, ale też zafascynowałam się kryminałem i jego możliwościami, zawsze wyżej ceniąc te powieści, które oprócz zagadki kryminalnej oferowały coś więcej, jakąś diagnozę naszej współczesności, psychologizm postaci itp. I przyznam szczerze, że często kończyłam te powieści w ogóle nie absorbując się intrygą kryminalną.
Od tego kto zabił i jak do tego doszło, bardziej interesowało mnie to, co było pomiędzy, bo po zgrabnej intrydze kryminalnej można rozpoznać dobrego autora kryminalnego, ale prawdziwego pisarza poznaje się właśnie po tym, co swoim czytelnikom serwuje pomiędzy wersami. W pewnym momencie, a było to tuż po lekturze „Wołania kukułki” Roberta Galbraitha, pomyślałam, że i ja spróbuję. Tak powstała moja pierwsza powieść, której nie wydałam, traktując ją raczej jako ćwiczenie i próbę swoich możliwości. Być może kiedyś jeszcze raz do niej przysiądę, poprawię i zdecyduję się wydać. Na razie zostaje w prywatnym archiwum. A potem, niemal z marszu, ale z bardziej doprecyzowanym pomysłem, usiadłam do pisania „Złej waluty”, której historię już znasz, bo od prawie dwóch lat jest już na rynku księgarskim.
Ile zajęło Ci pisanie?
To zależy, o którą książkę pytasz. „Złą walutę” pisałam siedem miesięcy. Ale musisz wiedzieć, że powstawanie książki to nie tylko sam proces pisania. Dbając o realia lub poruszając konkretną kwestię, musisz także zrobić odpowiedni research, bywać w miejscach, o których piszesz, poczytać o tym, do czego chcesz nawiązać. Mówiąc siedem miesięcy, mam więc na myśli to wszystko.
Ale poza własną redakcją. Na to jest dopiero czas, gdy książka jest skończona. W przypadku „Złej waluty” trwała mniej więcej dwa tygodnie. Ale było to głównie dopinanie szczegółów, bo już w trakcie pisania dbam o to, aby była właściwa interpunkcja, czy didaskalia zostały prawidłowo rozpisane.
Natomiast jeśli chodzi o „Przychodzę nie w porę” to okres pisania trwał dziewięć miesięcy. Ale więcej też czasu zajęła mi własna redakcja, bo trzy miesiące. Musiałam wprowadzić więcej poprawek, także w samej fabule, ponieważ efekt końcowy mnie nie zadowolił.
Czym się inspirowałaś?
Jeśli zamierzasz napisać powieść w określonym gatunku, to nie ma innego wyjścia jak zapoznać się z wyznacznikami danego gatunku, zarówno od strony teoretycznej jak i praktycznej.
Ja wybrałam sobie kryminał, ale jeśli mam być bardziej szczegółowa, to był to czarny kryminał z początków jego rozwoju. Ojcem czarnego kryminału jest oczywiście Raymond Chandler, więc zapoznawałam się z jego utworami, nie bagatelizując przy tym także innych przedstawicieli gatunku, czyli Dashiella Hammetta i Rossa Macdonalda. Ale to literatura. Czarny kryminał wykazywał się również ogromną ekspansją jeśli chodzi o sztukę filmową. Obejrzałam więc mnóstwo starych, czarno-białych filmów. Jeśli ktoś podąży drogą moich inspiracji, których nie ukrywam, z pewnością odkryje ciekawe nawiązania i zabawę gatunkiem.
W drugiej książce z kolei krąg literackich nawiązań poszerzyłam o twórczość Stephena Kinga, co narzuciło się samo, na etapie genezy całej powieści, bo do skonstruowania intrygi kryminalnej posłużyła mi książka Kinga wypożyczona z biblioteki w mieście, w którym mieszkam. W książce była zostawiona notatka… I tyle z mojej strony. Jeśli chcesz poznać dalszy ciąg historii, zapraszam do lektury „Przychodzę nie w porę”. Ale skoro jesteśmy już przy mieście, to ono także okazało się dla mnie ogromną inspiracją, jest właściwie jednym z bohaterów obu moich książek. Natomiast oprócz tego, o czym powiedziałam, dużą inspiracją jest także dla mnie samo życie, historie ludzkie, czasem własne przeżycia, ale te skrzętnie maskuję, obdarzając nimi moich poszczególnych bohaterów.
KONIEC MATERIAŁU Z ŻYCIE ZAMOŚCIA
A kiedy przystawki już za nami, nadszedł czas na najsmakowitsze kąski, czyli konkrety o tym jak to wydawanie z wydawnictwem wygląda. Mam nadzieję, że ta część przybliży nieco proces wydawniczy początkującym twórcom. Zapraszam.
Jak długa jest książka?
Jeśli chodzi o objętość obu książek to „Zła waluta” miała około 356 tysięcy znaków, a „Przychodzę nie w porę” 420 tysięcy. Aby przedstawić książkę wydawcy nasz tekst musi mieć minimum 360 tysięcy znaków, ale jak widać kilka tysięcy znaków mniej nie jest problemem. Niektórzy wydawcy informują o ilości znaków także na swoich stronach internetowych w zakładkach dla osób zainteresowanych wydaniem u nich książki.
Co wysłać do wydawnictwa, aby wydać swoją książkę?
Nawiązując do ostatniego zdania mojej poprzedniej wypowiedzi powiem, że wszelkie informacje dotyczące tego w jaki sposób wysłać swoją propozycję wydawniczą możemy znaleźć na stronie wydawnictw.
Każde w jasny, klarowny sposób informuje czego oczekuje od swojego ewentualnego przyszłego autora. Ale standardowo jest to oczywiście napisana przez nas powieść, jej streszczenie, nasze dane kontaktowe oraz biogram, w którym krótko piszemy o sobie i ewentualnych wcześniejszych publikacjach. Przykłady? Myślę, że każdy gotowy autor jest na tyle kreatywny, że sam poradzi sobie ze sformułowaniem ciekawego streszczenia czy własnego biogramu. Poza tym droga pisarza to trakt, na którym musi wielokrotnie zmagać się z wyzwaniami, wykazywać się kreatywnością. Niech więc będzie to jeden z pierwszych punktów tej drogi. 🙂
Do ilu wydawnictw wysłałaś propozycję?
Teraz dokładnej liczby nie pamiętam, ale z pewnością było to kilkanaście wydawnictw, o których wiedziałam, że zajmują się wydawaniem literatury kryminalnej.
Można się o tym dowiedzieć ze stron wydawnictw, ale zważywszy na fakt, że czytałam dużo literatury kryminalnej, to miałam tę wiedzę, że tak powiem, od ręki. Bardzo szybko zareagowały dwa wydawnictwa. Jako pierwsze chęć wydania mojej książki wyraziło Wydawnictwo W.A.B.. Druga była Czwarta Strona, ale z W.A.B. miałam już podpisaną umowę, więc Czwartej Stronie podziękowałam tylko za zainteresowanie.
Jeśli chodzi o proces wydawniczy to tak naprawdę nie ma tu określonych zasad. Od momentu wysłania książki możesz czekać na odpowiedź miesiąc, dwa, pół roku. Potem ramy czasowe także nie są jasno określone.
Co można znaleźć w umowie wydawniczej i jak ona wygląda?
Umowa jest kilkustronicowa, dotyczy wielu spraw, więc wymienię tylko kilka: na pewno jest to wysokość honorarium, procent od sprzedanych egzemplarzy etc. Generalnie autor jest zobowiązany do nie ujawniania wszystkich postanowień zawartych w umowie. Ale dodam, że nie ma jednego szablonu umowy wydawniczej, tak naprawdę to, jaką umowę podpiszesz jest wynikiem negocjacji z wydawcą. Każdy punkt można przedyskutować i zawrzeć umowę korzystną zarówno dla ciebie jak i wydawcy, bo on także przecież ryzykuje.
Czy możesz robić dodruki i prowadzić sprzedaż na własną rękę?
Podpisując umowę, nawet licencyjną na określony czas, wszelkie działania związane z dodrukami i kolportażem składasz na ręce wydawcy. To on widzi czy książka się sprzedaje i odpowiednio reaguje. Nie widzę sensu robienia własnych dodruków i prowadzenia sprzedaży na własną rękę. Jeśli masz wydawcę, który jest poważnym partnerem biznesowym, to po co samemu generować sobie koszta związane z dodrukami i sprzedażą?
Na ile książek jest umowa?
Umowy nie zawiera się na określoną liczbę książek. Wydawca zobowiązuje się do wydania twojej książki w określonym nakładzie. Podejrzewam, że jest jakiś standard zarówno dla debiutantów i autorów, których powieści są bestsellerami. Jeśli nakład się wyczerpuje, wydawca robi dodruki. W dalszej perspektywie są to także kolejne wydania danej książki.
Na czym polega licencja?
Licencja może być zarówno wyłączna, jak i niewyłączna. Wszystko zależy od tego jak dogadacie się z wydawcą. Możesz podpisać umowę licencyjną wyłączną i wtedy twój wydawca na czas zawartej umowy dysponuje wszystkimi prawami. W przypadku umowy licencyjnej niewyłącznej możesz część praw zostawić sobie.
Co MOŻESZ zrobić w ramach licencji, na jak długi czas jest umowa?
Wciąż będę to powtarzać: wszystko zależy od tego, na co się umówisz z wydawcą. 🙂 Podpisując umowę licencyjną możesz na przykład zastrzec sobie prawo do gospodarowania prawami autorskimi na przykład jeśli chodzi o wydanie audiobooka Wówczas wydawca audiobooków z tobą negocjuje warunki jego wydania, a nie z wydawcą twojej książki, czyli jak by to było w przypadku gdybyś i to prawo przeniósł na wydawcę.
Czy otrzymałaś egzemplarze autorskie?
Autor zawsze otrzymuje określoną liczbę egzemplarzy autorskich. Zwykle jest ich około dwudziestu. Są to książki, które możesz komuś podarować. Z doświadczenia wiem, że bardzo szybko rozchodzą się wśród znajomych i rodziny. Tu więc warto powiedzieć o tym, że autor, który decyduje się wydać książkę w wydawnictwie sam nie prowadzi ich sprzedaży. Nie można kupić książki od autora. Ale to przecież nie problem, bo w końcu są one dostępne we wszystkich księgarniach stacjonarnych i internetowych (jeśli książki nie ma na półce, warto o nią zapytać sprzedawcę, zamówi – to też znak, że książka cieszy się zainteresowaniem i wydawcy już sami z siebie będą pamiętać o tym tytule przy składaniu zamówień do dystrybutorów).
Audiobook? Czy jest szansa na Twojego audiobooka?
Szansa jest zawsze. W tym miejscu zachęcam więc potencjalnych wydawców audiobooków do kontaktu ze mną lub wydawcą (Wydawnictwo W.A.B.). 🙂
Jak przebiegała praca z redaktorem/ korektorem?
Obie moje książki miały dwóch redaktorów, z których jeden był tzw. redaktorem prowadzącym (to taki redaktor, który w danym wydawnictwie opiekuje się serią wydawniczą, np. serią kryminalną) Praca z redaktorem polega m. in. na tym, że redaguje daną książkę od strony merytorycznej, wskazuje na to, co można poprawić, wyrzucić, dodać. Książka z tego typu uwagami wraca do autora i ma on zwykle dwa tygodnie na naniesienie poprawek. Natomiast korektor dba o to, aby tekst nie zawierał błędów językowych, interpunkcja została właściwie zastosowana etc.
Jak dużo zmian wprowadziło wydawnictwo?
Dostałam naprawdę wolną rękę. Wszelkie poprawki, zmiany mogłam potraktować jako propozycje, z których skorzystam bądź nie, ale w większości jednak starałam się do nich zastosować. Były to bowiem uwagi i sugestie, które przede wszystkim miały na celu wyszlifowanie tekstu. Każda uwaga była dla mnie cenna i nad każdą z takim samym skupieniem się pochylałam.
Czy miałaś wpływ na kształt okładki?
Obie okładki to także efekt moich sugestii i pomysłów. Na okładce „Złej waluty” znajduje się zdjęcie jednej z miejskich uliczek, które zrobił mój mąż. Okładka „Przychodzę nie w porę” to realizacja mojego pomysłu. Chciałam, aby na okładce było wnętrze piwnicy i uwięziona dziewczyna, co koresponduje z wątkiem kryminalnym. Jednocześnie świetnie odnosi się do wątku obyczajowego, tematu utknięcia w mieście bez perspektyw, jakim dla kilku bohaterów jest Tarnobrzeg. Wiem, że obecnie jest moda na wydawanie książek z serii w podobnym wizualnym opakowaniu. Ja jednak świadomie chciałam, aby obie książki miały różne okładki. Mimo że to części tego samego cyklu, to różnią się nieco od siebie i tę różnicę chciałam zawrzeć także w opakowaniu, czyli w okładce.
Po jakim czasie otrzymałaś gotową książkę do wglądu?
Do wglądu otrzymujesz projekt okładki, tekst tuż przed składem. I to daje już wyobrażenie o tym, jak będzie wyglądać książka. Natomiast gotową książkę, a właściwie dwadzieścia egzemplarzy autorskich, otrzymałam tuż przed premierą. W przypadku „Złej waluty” był to tydzień, natomiast „Przychodzę nie w porę” trafiła do mnie już ponad miesiąc wcześniej.
Kiedy ustalałaś z wydawnictwem termin premiery książki?
Premiery książek w wydawnictwie planowane są na długo przed ich ukazaniem się. Rozpoczynając rok, wydawca raczej już wie, jakie książki wyda w danym roku. Jest konkretny plan wydawniczy, każda premiera jest odpowiednio rozłożona w czasie. Podpisując umowę autor zazwyczaj otrzymuje informację o przybliżonej premierze książki, ale kiedy zaczyna się już praca nad książką, to ta data bywa zwykle skonkretyzowana.
Na czym polegała premiera książki?
Dzień premiery to data wejścia książki na rynek, a co za tym idzie zostaje ona udostępniona do szerokiej dystrybucji. Czasem towarzyszą temu różne wydarzenia promocyjne, niektóre są organizowane przez wydawcę, a właściwie przez jego dział promocji, ale też i sam autor zwykle podejmuje jakieś działania promocyjne.
Czy odbyłaś jakieś spotkania autorskie?
Zawsze jestem otwarta na spotkania autorskie i chętnie zgadzam się brać w nich udział. Wszystkie, w których miałam przyjemność uczestniczyć, wynikły z inicjatywy osób zapraszających mnie na takie spotkanie, a ja po prostu zaproszenia przyjęłam.
Jak wygląda sprawa promocji? Widziałem na Twojej stronie kiedyś plakaty promujące spotykanie, jak to z nimi było?
Wydawca zawsze ma określony budżet na promocję danego tytułu i w ramach tego budżetu podejmuje działania promocyjne. Natomiast plakaty, o których mówisz, była to moja inicjatywa i sama poniosłam koszty. To było w ramach tego, o czym mówiłam wcześniej, czyli podejmowania samodzielnych działań promocyjnych przez autora. Musisz wiedzieć, że w wydawnictwie, które wydaje kilkanaście tytułów miesięcznie, czas na promocję każdego z nich ze zrozumiałych względów bywa ograniczony. Prawda więc jest taka, że nawet gdy wydajesz książkę z wydawcą, również sam musisz się promować. Chyba że wydawca wyłożył na ciebie potężny budżet, zrobił akcję jakiej jeszcze dotąd nie było. Wtedy twoje zaangażowanie może być mniejsze, wydawca cały ciężar promocji wziął na siebie. Ale nie każdy autor ma takie szczęście.
Czy spotkania autorskie są odpłatne?
Powinny być, ale nie każda zapraszająca osoba zaczyna od pytania: jakie są pani/pana warunki, a autorowi zwykle samemu dyskomfortowo jest tę kwestię poruszyć. Zwykle więc są to spotkania za darmo, ale z drugiej strony nawet jeśli nie otrzymasz wynagrodzenia, to przecież jest to bezcenna okazja do promowania się i spotkań na żywo z czytelnikami. I oczywiście jest to także okazja do sprzedaży własnych książek – wydawnictwo z chęcią na takie spotkanie prześle egzemplarze.
Czy założyłaś firmę, aby rozliczać się z wydawnictwem?
Nie, nie zakładałam firmy.
Spotkania w szkołach? Czy odbywałaś?
Tak, miałam spotkanie z młodzieżą szkolną i bardzo miło je wspominam.
Targi? Czy byłaś na jakichś targach?
Jeszcze nie miałam okazji być na żadnych targach książki.
Jakie działania promocyjne podejmujesz na własną rękę?
Podejmuję przeróżne działania, ale zwykle są to działania w internecie. Jestem obecna w mediach społecznościowych zarówno na Facebooku i Instagramie. W okolicach premiery organizowałam konkursy, w których można było wygrać moją książkę. Generalnie staram się być kreatywna i w ciekawy sposób zainteresować potencjalnych czytelników moimi książkami. Prowadzę bloga recenzenckiego, ale odkąd sama piszę, publikuję recenzje dość sporadycznie. Zawodowo zajmuję się przede wszystkim pisaniem. I staram się też, aby jednak to ono było na pierwszymi miejscu, a nie ten cały szum promocyjny. To pisanie jest najważniejsze i żadna, nawet najlepiej przemyślana promocja, nie sprawi, że ludzie będą kupować twoje książki tylko dlatego, że fajnie są promowane.
W jaki sposób przygotowujesz się na każde spotkanie autorskie?
Im w większej ilości spotkań autorskich uczestniczysz, tym bardziej zdajesz sobie sprawę, że często padają na nich te same pytania i w pewnym momencie odpowiadasz na nie już jakby z marszu. Jak się przygotowuję? Przede wszystkim staram się sama jak najlepiej znać swoje książki, to co chciałam nimi przekazać i potem o tym mówić na spotkaniach. Ale też zależy jakie jest to spotkanie. Jestem zwolenniczką spotkań raczej moderowanych i zawsze pytam się o osobę prowadzącą, bo uważam, że takie spotkania są po prostu atrakcyjniejsze dla publiczności. Do nich raczej się nie przygotowuję, pytam tylko o czym mniej więcej będziemy rozmawiać. Natomiast jeśli zdarza mi się spotkanie bez moderatora, to wtedy staram się zaplanować swoją wypowiedź.
Gdzie można dostać Twoją książkę?
Moje książki dostępne są we wszystkich księgarniach internetowych i stacjonarnych – gdy nie ma ich na półce, zachęcam do zamawiania ich u sprzedawcy.
Jak Twoje życie zmieniło się od momentu napisania książki? Na ile książek masz podpisaną umowę z wydawnictwem?
Moje życie zmieniło się i… się nie zmieniło. Wciąż jestem tą samą osobą. Natomiast na pewno jestem bardziej zorientowana w działaniu rynku wydawniczego, dzięki moim książkom poznałam też mnóstwo ciekawych i inspirujących ludzi. Poza tym przekonałam się, że pisanie to jest to, co chcę robić. Aktualnie nie mam jeszcze podpisanych umów na kolejne książki. Ostatnio napisaną książkę rozesłałam do kilkunastu wydawnictw, z którymi chciałabym rozpocząć współpracę. Z jednym ostatnio przeprowadziłam już wstępną rozmowę, ale nie chcę zdradzać szczegółów by nie zapeszyć.
To nie zapeszajmy. Dziękuję serdecznie za rozmowę i życzę powodzenia z kolejnymi tytułami. Jednocześnie zapraszam do sięgnięcia po dotychczasowe pozycje. Ja sam jestem świeżo po lekturze Złej Waluty i muszę przyznać, że to kawał dobrej książki. Nic, tylko czytać.
Jeśli masz jakieś pytania do Eweliny śmiało pytaj, na jej stronach (Facebook | Instagram) Jeśli masz jakieś pytania do mnie, również śmiało pytaj.
Pozdrawiam i do poczytania
Łukasz Wiktor Izarowski
Jednocześnie zapraszam do dopisywania się do naszego newslettera oraz do nabywania naszych publikacji. 🙂 To jednoznacznie przyczyni się do zapobiegnięciu klęskom żywiołowym w budżecie pisarskiej rodzinki. Możesz to zrobić na przykład tutaj. 😉