Studium przypadku

Co Cię czeka, jeśli chcesz napisać i wydać własną książkę?

Od ukończenia pisania do składu: Apokalipka oraz Horroru na Roztoczu

Skończyłeś pisać książkę? Świetnie, ale co dalej?

Napisanie książki jest wykonalne (Apokalipka przecież powstała). W wielu miejscach możesz dowiedzieć się jak to zrobić – za darmo lub odpłatnie (np. http://spisekpisarzy.pl/ albo https://www.maszynadopisania.pl/ ) i tutaj też kiedyś o tym poczytasz, ale co potem? Co ma nastąpić potem? Jak wydać książkę?

No, właśnie.

Postawiłeś ostatnią kropkę. Dopisałeś napis KONIEC. Umieściłeś datę, włącznie z godziną i sekundą, kiedy udało Ci się dokonać tego wiekopomnego dzieła i ukończyć pracę nad publikacją.

Uczcij to!

Wiadome. Trzeba to uczcić. Lampka szampana, obiad z żoną czy mężem/ kochankiem, psem czy kotem albo impreza z kumplami/ przyjaciółkami także będzie na miejscu. Równie dobrze możesz kupić sobie drogi prezent albo po prostu pogratulować. Ważne, jednak abyś się nagrodził. Wykonałeś kawał dobrej roboty. A potem nadchodzi chwila, kiedy czas powiedzieć – dobra. Udało się napisać książkę, ale co dalej?

Co dalej?

W sytuacji, gdybyś chciał iść tradycyjną drogą pisarza i zastanawiał się jak wydać książkę przez tradycyjne wydawnictwo, informuje czeka Cię teraz napisanie biografii, streszczenia, przygotowanie zdjęcia, wybranie kilku adresów mailowych do wydawnictw, a potem wysłanie składającego się z takich przypraw pakietu i czekanie.

Naturalnie, jeśli masz już wydawcę po prostu wysyłasz mu tekst, a ten dzwoni do Ciebie pełen radości, że wreszcie otrzymał Twoją książkę (jeśli jesteś popularnym autorem/ autorką) lub odpisuje, że otrzymał tekst i za rok/ dwa/ pięć zabierają się za dalsze prace.

Ale tak się może zdarzyć, jeśli podążasz tradycyjną drogą.

Nie każdy jednak lubi podążać tradycyjnymi drogami, szczególnie kiedy prywatne eldorado jest na wyciągnięcie ręki. Piszę oczywiście o opublikowaniu swojej książki samemu.

Co w takim wypadku?

Właśnie o tym ten wpis. Na przykładzie Izarowscy: Apokalipka opowiem Ci jak to przebiegało u mnie.

1. Skończ świętować i bierz się do roboty – czyli pierwsza redakcja.

Zakończenie pisania książki wcale nie oznacza, że prace nad publikacją dobiegły końca. Wręcz przeciwnie. Oznacza to jedynie tyle, że właśnie skończyłeś pierwszy etap swojej pracy. W moim wypadku pisanie trwało przez cały sierpień. Codziennie (w dni robocze) około 1,5 – 2 godziny pisałem opowieść, zastanawiając się nad dalszym przebiegiem akcji, szukając inspiracji, wymyślając bohaterów, gmatwając fabułę i tak dalej.

Na tym etapie skupiłem się na ferworze twórczym. Nie zwracałem uwagi na błędy, przecinki, kropki, ani nawet przesadną logiczność zdań. Naturalnie starałem się napisać od razu poprawny tekst, jednak nie było to moim priorytetem.

Mój umysł podczas pisania znajdował się w fazie Burzy Mózgu (jak proponuje Linda Aronson, autorka podręcznika do pisania scenariuszy filmowych „Scenariusz na miarę XXI wieku” – recenzja Przemysła Pinczak), czyli na płaszczyźnie znajdowania nieszablonowych rozwiązań dla typowych problemów. Na płaszczyźnie kreatywności, tworzenia z prostego scenariusza arcydzieła. No, może nie arcydzieła, ale chociaż dającej się przyjemnie czytać książki.

Myślenie lateralne , outside the box (z angielskiego). Im bardziej odjechany pomysł tym lepiej. (Więcej o myśleniu lateralnym możesz przeczytać w książce Edward de Bono – Myślenie lateralne. Idee na przekór schematom)

Ten sam rodzaj myślenia przyjąłem podczas konstruowania pierwszej wersji tekstu.

W ten sposób w całkiem przyzwoitym czasie powstała książka. To znaczy pierwsza wersja książki Izarowscy: Apokalipka, jeśli o ścisłość chodzi. No, tak. Ale miałoby być o redakcji…

Kiedy zacząć własną redakcję?

Jak proponuje Stephen King w swoim podręczniku opowiadającym o pisaniu (Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika), po stworzeniu pierwszego szablonu książki dobrze jest odczekać 3-4 miesiące, zająć się czymś innym, napisać inną książkę, aby potem spojrzeć na tę starą w zupełnie inny sposób.

I słusznie.

Przy trzech moich poprzednich książkach zastosowałem tę metodę.

Jakie minusy?

Po upływie 3-4 miesięcy możesz stwierdzić, że twoja książka jest nic nie warta i po prostu wywalić ją do śmieci. Zdarzało się tak niejednokrotnie z całkiem niezłymi książkami (podobno). Nawet sam Stephen King wspomina, że gdyby nie jego żona, to Carrie trafiłaby… ale pewnie znasz już tę historię.

Jednak, korzystając z tego rozwiązaniu zauważyłem także inną rzecz. Wciąż na nowo przepracowywałem zakończenia i nie mogłem dojść do konsensusu, które z nich będzie najlepsze. Czy więc 3-4 miesiące przerwy są niezbędne?

Jakie plusy?

Faktycznie, taki czas pozwala na spojrzenie na książkę z dystansu i zauważenie, co w niej nie gra. Czasem podświadomość podpowiada CI całkiem sprytne rozwiązania, tylko trzeba na nie poczekać i odciąć się od dominującego tematu.

W wypadku Izarowscy: Apokalipka zrezygnowałem z czekania. Po jednodniowym świętowaniu zabrałem się za redakcję.

Otworzyłem plik na nowo i zacząłem wertować go od początku. Poświęcając na każdy rozdział tyle czasu ile potrzebował. Łącznie redakcja zajęła nieco ponad miesiąc (więcej niż samo pisanie).

Zaczynając jednak redakcję od razu wyszedłem z założenia, że nie będzie to nieskończony proces (to właśnie powoduje, że książki powstają latami czy nawet dekadami) i redakcję wykonam tylko raz. Raz, ale konkretnie. Czy się udało? Myślę, że tak. Po poprawieniu ostatniej kropki postanowiłem ruszyć dalej, a odpowiedź na pytanie jak wydać książkę była coraz bliższa…

2. Mam już pierwszą redakcję, co dalej – czyli korektor/ redaktor/ beta czytacze

Beta czytacze

W wypadku Izarowscy: Apokalipka nie zapraszałem do współpracy innych beta czytaczy poza Anastazją, sobą oraz redaktorką – Moniką.

Dlaczego?

Z trzech powodów.

Po pierwsze:

Podczas wcześniejszych doświadczeń (przy Pogwarze – gdzie zaprosiłem 10 osób do pierwszego czytania) odkryłem, że ogromną większość rzeczy, na którą zwrócili uwagę pierwsi czytelnicy – została odkryta także przeze mnie oraz redaktorkę podczas jej pracy.

Po drugie:

W wypadku Izarowscy: Apokalipka nie było na to czasu. Bardzo chciałem, aby trafiła do czytelników jeszcze przed świętami. W konsekwencji oraz w związku z natłokiem innych prac (promocyjno-przygotowawczych) postanowiłem zrezygnować z tego etapu. Czy da się bez tego odpowiedzieć na pytanie jak wydać książkę? Pewnie…

Po trzecie:

Uwielbiam eksperymentować i chciałem przekonać się czy pominięcie tego etapu znacząco wpłynie na finalny efekt.

Aczkolwiek – uważam, że przekazanie książki beta czytaczom ma swoje liczne plusy.

Jakie?

– pierwsi czytelnicy znają już tekst i jeśli im się spodoba, prawdopodobnie powiedzą o nim ciepłe słowo w przyszłości.

– uczestniczą w tworzeniu publikacji, a więc są zaangażowani.

– jeśli tekst im się nie spodoba, wytkną Ci to (na różne sposoby) lub zarzucą w ogóle czytanie i przestaną się odzywać. Za każdym razem to dla Ciebie sygnał, że coś jest nie tak. Niekoniecznie z tekstem, bo czasem chodzi o czytelnika. 😉

– będziesz miał okazję nawiązać dialog ze swoimi czytelnikami. To dobra rzecz.

Beta testy mają też swoje minusy

– zajmuje to czas,

– może się okazać, że tekst będzie tak źle przyjęty, że zrezygnujesz z jego publikacji (ale czy to naprawdę minus),

– możesz zawieść się na niektórych osobach, a jeśli bierzesz krytykę do siebie to także rozpocząć małą (nikomu nie potrzebną) wojnę,

– beta czytacze mogą zasugerować Ci niewłaściwe rzeczy, które po zmianie według ich wytycznych zamiast ulepszyć książkę, popsują ją.

– twoja pewność siebie może się zachwiać, co zablokuje Cię na jakiś czas

– możesz także tak daleko odpłynąć na oceanie pochwał, że pożre Cię pycha, co jest równie niszczące jak strata pewności siebie, a może nawet bardziej…

Podsumowując.

Warto zachować zdrowy rozsądek.

Redakcja/ Korekta

Walcząc samemu z goliatami na rynku wydawniczym, nie możesz pozwolić sobie na oddanie do publikacji niegotowego tekstu. Duże wydawnictwa inwestują dużo czasu i pieniędzy w to, żeby Twój tekst był jak najlepszy.

Naprawdę?

Szczerze mówiąc nie wiem. Do tej pory zdarzyło mi się odpowiedzieć na pytanie jak wydać książkę przez tradycyjne wydawnictwo, tylko raz. Na swoim przykładzie śmiało mogę powiedzieć, że redakcja nie różniła się szczególnie od tej, którą przy kolejnych książkach zorganizowałem sobie sam (na przykład przy publikacji Horror na Roztoczu).

Z drugiej strony można też powiedzieć, że moje doświadczenie na tym gruncie jest nikłe i jestem ignorantem. Można, ale czy to prawda?

Pamiętam jak w okolicach pierwszego kwartału 2014 roku promowałem zbiór opowiadań grozy mojego pomysłu – Horror na Roztoczu.

To był spory projekt. Mój pierwszy taki i chciałem przyłożyć się jak najbardziej. Nie wiedziałem jeszcze jak wydać książkę. Dopiero szukałem redaktora do swojej publikacji. Aby to zrobić skutecznie, umieściłem sporo ogłoszeń z prośbą o próbkę tekstu. Choć przypadkowe, było to całkiem dobre doświadczenie pozwalające mi porównać pracę licznych redaktorów/ korektorów (także tych z ogromnym doświadczeniem).

Nie dawałem ograniczenia cenowego, ani czasowego – byłem po prostu ciekaw, co wyjdzie z tego eksperymentu.

Eksperyment!

Zgłosiło się 30 osób. Wszyscy poinformowani i chętni do przygotowania pierwszej strony próbnej. Ale czy na pewno?

Selekcja pierwsza – słowność

Spośród tych wszystkich 30 osób (poinformowanych i chętnych) niektórzy odesłali swoją redakcję, inni jednak nie. Zdarzali się też tacy, którzy kilkukrotnie przekładali termin nadesłania tej jednej, próbnej strony, w ostateczności nie wysyłając jej wcale.

Jedna z redaktorek kilkukrotnie przekładała termin nadesłania swojej próbki. Co zaskakujące, otrzymałem aż trzy spore wiadomości o powodach, dla których wykonanie próbki jest niemożliwe TERAZ. W ostateczności jednak poprawiona strona nigdy do mnie nie dotarła.

Ciekawe… Zdaję sobie sprawę naturalnie, że w natłoku różnych obowiązków, czasem zrealizowanie czegoś, co nie jest priorytetem odkładamy na później, ale… po co informować, o tym że czegoś nie można zrobić. Poza tym – informując mnie o tym i ciągle przekładając wykonania zadania (a ostatecznie nie wykonując go wcale), jedyną osobą którą naprawdę skrzywdziła była ona sama i jej poczucie własnej wartości. Mam wrażenie, że po takim przeżyciu jej samoocena była zdruzgotana i pewnie nawet nie wiedziała dlaczego. Ale to tylko moja hipoteza.

Po tym etapie na placu boju pozostało 17 osób.

A co zresztą? Jak wydać książkę w takich okolicznościach?

Co z tymi 13 osobami, które zwlekały, przekładały lub w ogóle nie przysłały próbnej strony? Cóż. Wyszedłem z założenia, że jeśli ktoś nie jest w stanie przygotować jednej strony, to na pewno nie przygotuje 360!

Selekcja druga – szybkość

Spośród pozostałych 17 osób próbki napływały w różnym czasie. Niektórzy zrobili to szybko, innym zajęło to kilka dni. Nie zauważyłem jednak jakiegoś magicznego związku pomiędzy czasem poświęconym na przygotowanie, a jakością tekstu.

Zarówno wśród próbek nadesłanych szybko, jak też i wolno pojawiały się poprawki dobre oraz słabe.

Większość deklarowała także, że tekst będzie w stanie przygotować w wyznaczonym terminie. Nie sprawdziłem tego niestety odnośnie wszystkich.

Selekcja trzecia – jakość kontra cena

Poniżej pokazuję kilka przykładów poprawek kontra cena, abyście sami mogli wyciągnąć własne wnioski. Przykłady są z okolic 2014 roku. Od tamtej pory ceny mogły znacznie ulec zmianie.

Podana kwota dotyczy ceny za redakcję/ korektę całości publikacji czyli ok. 625 430 znaków ze spacjami, czyli jakieś 15 arkuszy wydawniczych. W przeliczeniu na strony to coś ok. 360 stron formatu A5.

W moim odczuciu najgorzej wypadły teksty, które znalazły się w tzw. Średnim pułapie cenowym. Najlepsze okazały się teksty najdroższe oraz najtańsze. Z tym, że najtańsze poza tym, że były dobre, były też tanie.

Selekcja czwarta – zaliczka

Dobrym selekcjonerem jest także zaliczka. Akurat przy tym eksperymencie nie doszedłem do tego etapu (ponieważ wybrałem tylko jedną osobę, która dokonała redakcji), jednak do takiego kryterium selekcji doszło, kiedy wybierałem do Horroru na Roztoczu, współautorów.

Przekonałem się wtedy, że nawet świetnie piszący autor, który podsyła próbki i nawet część tekstu, a nie chce wziąć zaliczki – coś ukrywa albo coś planuje! Co? Nie wiem.

Miałem przypadek, kiedy autor napisał już pół historii (około 15 stron), ale nie chciał wziąć zaliczki. Po prostu nie chciał i już!

Do tamtej chwili uważałem, że dla mnie to lepsze zabezpieczenie, jednak po tym przypadku, przekonałem się, że Brak Chęci wzięcia zaliczki może oznaczać także Niepoważne podejście do swojej pracy.

Według mnie, autor nie chciał wziąć zaliczki, bo PLANOWAŁ, że nie skończy swojej pracy. Całkiem możliwe, że podejrzewałem to ZANIM on jeszcze na to wpadł.

Ostatecznie kontakt się zerwał i autor nie odpowiadał już na moje żadne wiadomości. A szkoda, bo opowiadanie zapowiadało się całkiem fajnie.

Cóż. Życie bywa pouczające.

Wracając jednak to tematu.

Swoje ogłoszenia zamieściłem na ówczesnej Tablica.pl oraz oferia.pl. Zgłosiły się zarówno osoby dopiero rozpoczynające zarabianie jako korektor/ redaktor jak i firmy/ osoby zajmujące się tym zawodowo. Ostatecznie wybrałem osobę, która zgłosiła się do mnie osobiście – oferując wysoką jakość (według mnie) oraz świetną cenę (wybrałem korektę/ redakcję za kwotę 400 złotych – rysunek powyżej).

Tak eksperyment z poszukiwaniem redaktorki do Horroru na Roztoczu dobiegł końca!

A jak było w wypadku Izarowscy: Apokalipka?

Skorzystałem z usług sprawdzonej redaktorki, z którą współpracuję od lat.

3. Co po redakcji? Zawartość czyli – co w środku!

Ok. Mamy już tekst, który przeszedł pierwszą redakcję Twoją, oraz drugą redakcję i korektę.

Jeśli myślisz, że mając tekst po redakcji jesteś gotowy do przesłania go człowiekowi od składu to… możesz mieć rację. Możesz także stwierdzić, że chcesz czegoś więcej.

W wypadku Izarowscy: Apokalipka, chciałem aby w tekście znalazły się także ilustracje. Dobrze, żeby książka miała też okładkę, ale czy to wszystko?

Otóż nie.

Projektując Izarowscy: Apokalipka chciałem spojrzeć na nią, nie tylko jak na książkę. Jak na kawałek papieru, który zawiera historię, ale także jak na doznanie dla czytelnika. Jak na okazję do nawiązania więzi. Do przywitania się. Jak na okazję do opowiedzenia historii.

Postanowiłem więc wpleść w treść (poza tekstem i obrazkami) także inne elementy pomagające w budowie wizerunku oraz w nawiązaniu więzi.

Na potrzeby tego zaprojektowałem układ książki, który powinien sprostać moim oczekiwaniom. Przedstawię jego zarys punkt po punkcie. Poniżej Izarowscy: Apokalipka krok po kroku.

a. Okładka

Zamawiając okładkę u Asi nie wiedziałem jeszcze jak będzie prezentował się tył, ani czy książka będzie miała skrzydełka. Wiedziałem jedynie, że Asia świetnie projektuje i na pewno stworzymy coś fajnego. Poprosiłem więc o namalowanie, po prostu strony tytułowej. I dobrze to i źle. Mogłem dostać całą okładkę, a dostałem tylko ilustrację tytułową.

W późniejszych pracach nad okładką (przygotowaniem jej do wydruku) okazało się, że sama ilustracja tytułowa to za mało, a niektóre obiekty znajdują się zbyt blisko krawędzi (zawsze trzeba pamiętać o SPADZIE). Na szczęście Asia z przyjemnością podjęła się zrealizowania poprawki i wykonała ją nie dość, że szybko to jeszcze w cenie.

Mając tak przygotowaną okładkę, dodałem napisy oraz zaprojektowałem resztę elementów, które chciałem, aby znalazły się na niej.

Pojawiła się także koncepcja, aby pokazać na niej twórców książki (przynajmniej Anastazję i mnie), jednak ostatecznie zdecydowałem się tego nie robić.

b. Strona tytułowa

Co chciałbym zobaczyć po otworzeniu książki na pierwszej stronie? Powitanie. Postanowiłem, że stronę tytułową, na której zawarte są wszystkie treści można udekorować powitaniem stworów występujących w środku.

c. Miejsca na autograf

Postanowiłem umieścić w książce dedykowaną stronę, właśnie po to, aby znalazł się na niej autograf autorów. Jednocześnie stało się to zaproszeniem na spotkania autorskie i sygnałem, że taki autograf można zdobyć i jest to fajne.

d. Od autora

Tradycyjnie w dzisiejszych książkach pojawia się tekst od autora. Jedni go czytają, inni nie. Ja czytam i lubię ten tekst, jeśli nie jest nudny. Postanowiłem, że nasz tekst od autora ubarwimy zdjęciami, aby czytelnik wiedział też jak autor wygląda.

e. Streszczenie

Czy nie dobrym pomysłem byłoby streszczenie książki już na początku? Tak, aby czytelnik dokładnie wiedział, co zamierza zaraz przeczytać. Naturalnie można przeczytać to, na okładce z tyłu, ale tak jak w wypadku filmów, których często oglądamy najpierw trailery, tak i w wypadku książki przyjemne byłoby już na początku dowiedzenie się – o czym to. Naturalnie odpowiedzieć ma to na inne pytanie – czy ta książka jest dla mnie.

Tutaj niestety moja kreatywność zawiodła i moje streszczenie stało się zagmatwane. Mam wrażenie, że streszczenia mi po prostu nie idą. Podobnie skomplikowane streszczenie napisałem wysyłając do wydawnictw – Pogwar. Czytając je po jakimś czasie, sam nie mogłem połapać się, o co w tym chodzi. Ehhh…

f. Posłuchaj

Na kolejnej stronie (zanim jeszcze czytelnik rozpocznie właściwe czytanie) umieściliśmy kod QR pozwalający odtworzyć w formie audio pierwszy rozdział. Na wypadek, gdyby ktoś chciał go po prostu posłuchać zamiast poczytać. Książki to teraz multimedialne urządzenia.

Jak i gdzie wygenerować kod QR?

Ja zrobiłem to na stronie qr-online.pl

g. Tekst właściwy

Kiedy wstęp dobiegł już końca pozostała treść właściwa. Ale przecież nie musi być taka przesadnie sucha. Można ją ubarwić. Jakie elementy postanowiliśmy wprowadzić, aby ubarwić treść?

– ilustracje – ilustracje Oli bardzo przyjemnie ubarwiają opowieść i pozwalają rzucić okiem na to, jak niektóre z sytuacji przedstawionych w książce mogły wyglądać.

– nasze wstawki – postanowiłem umieścić w tekście nasze zdjęcia jako wstawki uatrakcyjniające treść poprzez dostarczenie dodatkowej dawki edukacji. Naturalnie jest to także element wizerunkowy, który ma spowodować, że polubimy się trochę bardziej.

W pierwszym założeniu wstawek miało być więcej (ostatecznie pojawiły się trzy). Miały w nich pojawiać się nie tylko elementy edukacyjne, ale także inne np. tłumaczące czym jest wampir, wilkołak, a nawet zwykłe wybiegi osobiste czy przemyślenia twórców.

Ostatecznie z kilku względów zmniejszyliśmy ich ilość w Izarowscy: Apokalipka.

Uwaga! Szczerze przyznam, że takie wstawki nie pasują do każdego rodzaju książki. Nie wyobrażam sobie podobnych rzeczy w publikacjach, gdzie liczy się imersja (wejście w świat książki), ponieważ tylko by rozpraszały i powodowały niepotrzebny powrót do rzeczywistego świata. W wypadku książki dla dzieci, którą i tak czyta się na kilka/ kilkanaście razy, nie powinno to szczególnie przeszkadzać. Czy mam słuszność okaże się w praniu.

h. Podziękowanie

Kiedy kończy się tekst, książka może dobiec końca, jednak czytelnik, może chcieć dowiedzieć się jeszcze kilku rzeczy. Uznałem więc, że uprzejmie byłoby mu podziękować za poświęcony czas i poprosić o umieszczenie swojej opinii o książce w internecie (na przygotowanej specjalnie w tym celu stronie). Chyba nie ma lepszego momentu ku temu. Dla ułatwienia umieściliśmy na stronie kod QR, który bezpośrednio przekierowuje pod właściwy adres. Na stronie oczywiście poza umieszczeniem opinii możesz zadać autorom pytanie, nawiązać kontakt lub zaprosić na spotkanie.

i. Kto tworzył książkę

Na kolejnej stronie możesz dowiedzieć się, kto tworzył książką. Jak wyglądają ilustratorki, człowiek od składu, współautorzy oraz inne osoby biorące udział w tworzeniu książki Izarowscy: Apokalipka.

j. Zaproszenie do innych książek

Na koniec, już bardziej standardowo zapraszamy do przeczytania innych książek tego wydawnictwa oraz pozostawiamy na siebie namiary kontaktowe. Oczywiście na blog także, abyś mógł dowiedzieć się więcej o tym jak powstawała Izarowscy: Apokalipka i inne nasze projekty.

k. Okładka tył

Z tyłu okładki są informacje, które mają w kilku słowach zaprezentować czytelnikowi autorów, temat książki, docelowego odbiorcę oraz dowody społeczne (czyli informacje komu podobała się książka), aby przekonał się, że jemu także może się spodobać. Niezły pomysł, co? Ale nie mój. Prawie wszyscy tak robią.

Naturalnie wszystkie z elementów trzeba opracować, przemyśleć i przygotować graficznie. Jak wydać książkę, gdy nie jesteś obdarzonym talentem bożym grafikiem/ fotografem? Będziesz musiał kogoś wynająć.

W moim wypadku akurat nie było takiego problemu, bo lepiej lub gorzej radzę sobie z grafiką i zdjęciami. O tym jak zrobiliśmy sesję i obrabiam zdjęcia przeczytasz w innym wpisie.

Jak zaprojektowałem układ książki?

W wordzie. Naturalnie mogłem zrobić to także w Open Office, ale nie przepadam za tym oprogramowaniem, głównie przez jego kwadratowatość, a od kiedy Pakiet z Wordem można na allegro kupić za grosze, nie było się nad czym zastanawiać.

Parę chwil, kilka upiększeń tekstu i przykładowy skład był gotowy, a Izarowscy: Apokalipka zaczęła wyglądać całkiem nieźle.

Teraz wystarczyło całość w formie PDF pokazać człowiekowi od składu (w moim wypadku Mateuszowi) i powiedzieć VOILA! Tak to właśnie ma wyglądać, tylko ładniej.

4. O czym zapomniałem? – czyli dokąd prowadzą kody QR

Przeszliśmy całkiem długą drogę od momentu postawienia ostatniej kropki w Izarowscy: Apokalipka, aż do momentu kiedy tekst jest w formie PDF dostępny dla naszego człowieka od składu. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy z piszących ma także oko do układów graficznych, dlatego czasem (często) lepiej zdać się na ekspertów. No, chyba że tak jak ja – jesteś osobą, która ma dokładną wizję tego, jak coś co tworzy ma wyglądać, a specjalistów potrzebuje jedynie po to, aby zdjęli z niej (czyli ze mnie) czasochłonny obowiązek dopinania szczegółów.

To, że coś komuś zlecasz, wcale nie musi oznaczać, że się nie znasz. Może to tylko kwestia oszczędności czasu.

Naturalnie warto też posłuchać swoich współpracowników na innych gruntach. Na przykład w wypadku doboru czcionki.

Przyznam szczerze, że wybrałem pierwszą lepszą, przesyłając tekst do Mateusza. Ten jednak poświęcając kilka wieczorów ze swojego życia przejrzał liczne fora i porównał setki czcionek (oraz poczytał opinie o nich), w celu wybrania tej jednej, najlepiej pasującej do tekstu.

Wracając jednak do tego, o czym zapomniałem, gdy zastanawiałem się jak wydać książkę? Czyli do kodów QR.

Jeśli także, jak my w Izarowscy: Apokalipka, chcesz poszerzyć książkową rzeczywistość o rzeczywistość wirtualną samo wypełnienie książki treścią, nie będzie jeszcze końcem twojej pracy.

Trzeba jeszcze stworzyć materiały, do których będą prowadzić odpowiednie kody QR oraz linki.

Czy to wszystko? Czy mamy już odpowiedź na pytanie jak wydać książkę?

Oczywiście to nie wszystko, jeśli zastanawiasz się jak wydać książkę na własną rękę. Jednak wymienione wyżej kroki można zamknąć w pewnej całości, będącej jednak tylko fragmentem wszystkich prac nad Izarowscy: Apokalipka.

Ta całość może się nazywać: Od napisania do składu!

Zawiera w sobie niektóre prace, które TY możesz zrobić na tym etapie. Prace, które pozwolą Ci uzyskać w miarę oczekiwany wygląd książki (tak jak my zrobiliśmy to przy Izarowscy: Apokalipka). Z doświadczenia wiem, że książka po składzie wygląda odrobinę inaczej, a po wydruku wszystko zmienia się ponownie.

Ale, jakby to powiedzieć… to już inna historia.

Jak wydać książkę – wnioski:

Diabeł tkwi w szczegółach

Co by nie mówić, koniecznie zwracaj uwagę na szczegóły. Zarówno na etapie Twojej redakcji, akceptacji redakcji Twojej redaktorki, wyboru współpracowników, jak też i na każdym innym etapie pracy nad książką, bo właśnie tam jest topór pogrzebany oraz tam chrząszcz brzmi w trzcinie. Oczywiście ogólny zarys jest ważny, ale to szczegóły mogą zdecydować o finalnym efekcie i odbiorze. O tym jak wydać książkę skutecznie.

Obudź w sobie myślenie lateralne

Spróbuj spojrzeć na Twoją książkę z innej strony. Spróbuj zobaczyć ją oczami potencjalnego czytelnika. Jak myślisz, co chciałby zobaczyć? Zaprojektuj specjalnie dla niego „doświadczenie”, które ma mu dostarczyć Twoja książka. Spróbuj wczuć się w niego. Czego chciałby się dowiedzieć, czego nie chciałbyś, co jeszcze mogłoby się przydać? Spójrz na inne produkty z zupełnie innych branż? Co Ci się w nich podoba? Zobacz jak inni (celebryci, piosenkarze, ambasadorzy marki) oferują swoje produkty? Może robią coś lepiej? Może Twoja książka też może czymś się wyróżnić? Spójrz na swoją książkę Outside the box!

Uwierz w to, że możesz

Wszystko, całe to spełnianie marzeń, osiąganie celów i realizowanie własnych fantazji. Wszystko to zaczyna się od jednej prostej decyzji, której nie masz najmniejszego prawa podjąć (bo nie znasz przyszłości), ale którą MUSISZ podjąć. Po prostu Uwierz, że Możesz! Uwierz, że możesz napisać książkę, że możesz ją zredagować, że możesz samemu wymyślić jak mogłaby wyglądać. Uwierz, że możesz, a potem zrób to! Chcesz wiedzieć jak wydać książkę? Podejmij wyzwanie i przekonaj się!

Nie zniechęcaj się ilością pracy

Chociaż prac przy tworzeniu własnej książki jest sporo, to co? A czy kiedy budujesz dom, to nie ma sporo pracy? A kiedy przygotowujesz się do zdania pracy licencjackiej, napisania matury, przekwalifikowania czy wyjazdu na długie wakacje, to czy nie ma przy tym sporo pracy? Jest, ale to Ci nie przeszkadza, bo decyzja jest już podjęta. A skoro decyzja jest podjęta, to musi się udać. Jak wydać książkę? Czy się uda? Przekonaj się! Prędzej czy później, łatwiej czy trudniej, ale nie ma, co się zniechęcać. Wystarczy codziennie zrobić chociaż mały kroczek i wreszcie (prawdopodobnie szybciej niż myślisz), to wszystko co wydawało się wielką górą nie do zdobycia będzie dla Ciebie górą, na której stoisz.

Po jednym kroku naprzód

Naturalnie możesz przemyśleć całą strategię napisania i wydania książki, możesz dopieszczać każdy szczegół planu, zanim jeszcze zabierzesz się do pracy, ale kiedy już zabierasz się do pracy – miej przed oczami tylko ten najbliższy cel. Tylko on się liczy! Jak wydać książkę? Malutkimi kroczkami…

Najpierw będzie to: Napisz tę książkę! A nawet nie: Napisz tę stronę, albo napisz to zdanie! Potem podobnie jest z redakcją: Zrób tę redakcję, ale też zredaguj tę stronę czy to zdanie.

Następnie nic się nie zmienia.
Pamiętaj! Przed tobą do zrobienia tylko JEDNA RZECZ – ta najbliższa.

—-

Pozdrawiam ze świata Izarowscy: Apokalipka.
I z góry dziękuję za polubienia, opinie oraz udostępnienia. Jednocześnie zapraszam do poznania na stronę projektu Izarowscy: Apokalipka, gdzie możesz zdobyć swój egzemplarz.

Mockup ekranu monitora Designed by Zlatko_plamenov

Show More

7 Comments

    1. Dziękuję bardzo. Mam nadzieję, że artykuł był chociaż odrobinę pomocny. Przy okazji zapraszam do zapisania się do newslettera. Już niedługo będzie o składzie z przykładami, przebiegiem procesu, terminami, cennikami i wszystkim (według mnie), co może się przydać. 🙂

  1. Bardzo ciekawy artykuł – myślę, że pożyteczny i inspirujący dla wielu pisarzy (zwłaszcza tych początkujących, którzy dopiero badają różne możliwości wydawnicze i poszukują w sieci sensownych analiz tych możliwości i również informacji nt. współpracy z redaktorem i korektorem).

    Pozdrawiam Autora serdecznie wprost z grupy dla redaktorów i pisarzy na Fb :).

    1. Dziękuję za ciepłe słowa. Co do współpracy z redaktorem/ korektorem temat został zaledwie liźnięty, ale może uda się go jeszcze rozwinąć w kolejnych wpisach. Ja również pozdrawiam serdecznie 🙂

  2. Witam
    Chcę po prostu podziękować za Pana artykuły: nie dość, że merytoryczne, to jeszcze napisane z jajem 🙂

    Proszę mi jeszcze odpowiedzieć na jedno pytanie, a raczej pomóc rozwiać wątpliwości.
    Jak to jest? Mówi się, że własne wydanie nigdy nie uczyni z autora pisarza z prawdziwego zdarzenia. Podobno „prawdziwe”, czyli profesjonalne, a najlepiej renomowane, wydawnictwo wykona dla nas (za nas) całą tę robotę związaną nie tylko z wydrukiem, ale też reklamą i promocją. I to ona – promocja – jest gwarantem sukcesu i sławy 🙂 Może więc na własną rękę wydają tylko niepokorni, niecierpliwi i nieutalentowani?
    Moje pytanie jest oczywiście prowokacją, a nie insynuacją. Niemniej ciekawa jestem Pana zdania.
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button